5.11.09

Galeria zdjęć

Przedstawiamy zdjęcia (jeżeli chcesz obejrzeć większe zdjęcia, kliknij na galerię)! Oglądajcie i komentujcie! Powrót do Polski był dość szokujący i aklimatyzacja przebiega dość powoli. Postaramy się jednak spisać wszystkie wrażenia zanim zapach tropików uleci z nas zupełnie.

26.10.09

Czekajac na przyplyw







Wschodnie wybrzeze Zanzibaru slynie z pieknych, piaszczystych plaz. Obojetnie gdzie sie nie pojedzie, tam turkusowa woda, snieznobialy piasek i palmy kokosowe. My wybralismy sie do wioski o fantastycznej nazwie Bwejuu.
Podroz przez wyspe minela bardzo sprawnie. Tym razem trafilismy na “dalla dalla” w wersji rastafariansko- przewiewnej. Po dotarciu na miejsce zalokowalismy sie w naszym domku na plazy i… czekalismy na wode. Trafilismy na troche pechowa pore jezeli chodzi o przyplyw. Otoz woda “uciekala” z plazy w godzinach 11.00-16.30 (nie przeszkadzalo to jednak smazyc sie na sloncu, chlodzic mozna sie pod prysznicem :).
Wieczorem spotkala nas niespodzianka. Wybralsimy sie na kolacje do miejscowej, arabskiej knajpy. Po jedzeniu, gdy juz mielismy sie zbierac, zagadal nas wlasciciel, Omanczyk. Gdy dowiedzial sie, ze jestesmy z Polski, odpowiedzial nam calkiem przyzwoita polsczyzna “to fajnie, bo ja studiowalem w Polsce”. Rashid (dla przyjaciol Rysiek) studiowal na krakowskiej Politechnice. Rozmawialismy jeszcze (po polsku!) dwie godziny o Polsce, Omanie I Tanzanii. Rewelacja!
Nastpenego dnia wypozyczylismy rowery i poszukiwalismy (bez skutku) glebszej wody. Wieczorna kapiel jednak rekonpensowala wszystko. Woda w Oceanie Indyjskim jest niebiansko ciepla.
Wczoraj powrocilismy juz do Dar Es Salaam. Dzis byl czas na ostatnie ankiety, pakowanie i teraz czekamy na odlot (45 minut po polnocy).
Z Polski uzupelnimy bloga o pelna galerie zdjec i dluzsze przemyslenia. Tutaj w Afryce ciezko bylo nam wysiedziec przed komputerem.

22.10.09

Pole pole *




Jestesmy jeszcze w Stone Town. Postanowilismy sie nie spieszyc i na plaze w Bwejuu pojechac jutro z samego rana.
Nasza wyprawa na farme przypraw udala sie znakomicie. Moglismy zobaczyc, jak rosna przyprawy, ktore w Polsce znamy tylko z torebki: cynanom, kardamom, pieprz i wanilia :) i cala reszta.

* to znaczy spokojnie spokojnie w jezyku Swahili. Brak pospiechu to glowna dewiza miejscowych. Czesto, gdy zmierzamy gdzies pospiesznym krokiem, autochtoni wolaja do nas z usmiechem “no hurry in Africa”

21.10.09

W krainie gozdzikow

Dotarlismy na Zanzibar. Wczorajsza podroz byla szalona. Najpierw osiem godzin w pedzacym autobusie. Potem dwadziescia minut w przeciskajacej sie przez miasto taksowce. Wreszcie dwie godziny w sunacym po falach oceanu wodolocie. Kasia dostala mega choroby morskiej, jak 75 proc. podroznych :]. O zmroku dotarlismy jednak na wyspe.
Zanzibar wyglada bajkowo. Niestety nasza karta pamieci w aparacie zlapala wirusa :( i nie mozemy sie widokami poki co podzielic. Zdjecia sa, ale nie mozemy ich otworzyc. Sprobujemy chyba to naprawic dopiero w Polsce.
Dzis zwiedzilismy palac sultana, dawny targ niewolnikow, port. Z wielka przyjemnoscia gubilismy sie co chwile w kretych uliczkach Stone Town.
Jutro jedziemy na wschod (tam musi byc jakas cywilzacja :). Dolaczylismy sie do grupy Mzungow i bedziemy zwiedzac uprawy przypraw (wanilia, gozdziki, cynamon, etc.). Potem logujemy sie na plaze pod palmy kokosowe. W zaleznosci od tego czy na wschodzie bedzie jednak jakas cywilizacja (internet :), nastepnego posta opublikujemy w piatek lub dopiero w poniedzialek.

19.10.09

Spacer wsrod kawy i bananow


Po dwoch dniach biegania za ankietami, dzis mielismy dzien dla siebie. Razem z naszym przewodnikiem Williamem udalismy na trekking u podnozy Kilimandzaro. Przede wszystkim (co najwazniejsze dla Adasia) przemierzyslismy pola, na ktorych uprawia sie kawe, a takze banany, maniok i cala reszte. W regionie Kilimandzaro znajduja sie bardzo zyzne gleby pochodzenia wulkanicznego, dlatego tez mozna uprawiac wszystko na raz.

Ponadto udalismy sie na punkt widokowy, z ktorego moglismy podziwiac wspaniala panorame Kilimandzaro i okolicznych szczytow (Kasia robila zdjecie za zdjeciem, marzac o tym, ze kiedys i jej sie uda wdrapac na dach Afryki - przedtem jednak musi napasc na bank, blizej o tym pomysle w nastepnym poscie).

Jutro mamy juz nadzieje dotrzec na Zanzibar. O pieknych plazach i zlotym piasku napiszemy w srode.

17.10.09

Snieg jeszcze jest (na Kili)







Wreszcie udalo nam sie zobaczyc (przez chwile) Kilimandzaro. Widok byl po prostu niesamowity! Jaka szkoda, ze nie mozemy go zdobyc. Ale czasu juz nie mamy za wiele - naukowcy oszacowali, ze do 2020 roku snieg na Kilimandzaro stopnieje calkowicie w wyniku globalnego ocieplenia. Niestety pogoda sie zepsula (troche pada i jest pochmurno) i nasz trekking po okolicznych wioskach musimy odlozyc do poniedzialku. Mamy nadzieje, ze warunki pogodowe okaza sie bardziej sprzyjajace.
Ankiety ida nam bardzo dobrze, calkiem sporo tu Mzungow. Jak zwykle czatujemy na nich pod hotelami, kawiarniami. Moze dzis wybierzemy sie na rondo (jak w Mwanzie) :)
Sniadania natomiast jemy w bardzo przytulnej kawiarence tuz przy naszym hotelu. Egzotycznie: nalesnik z ananasem, kawa spod Kilimandzaro, miejscowa gazetka, a obok stolika drzewo bananowca (ta rozowa plamka na zdjeciu to kwiat bananowca).

15.10.09

U stop Kilimandzaro (chyba)


Dotarlismy dzis do Moshi. Pierwsze wrazenia sa mega pozytywne. Ulice, chodniki i skrzyzowania jakies bardziej obszerne. Jest porzadny dworzec autobusowy (zamiast klepiska). Ceny znowu sa nizsze :] Mamy fajny taras wychodzacy na ruchliwa ulice. To dobry punkt do robienia zdjec.
W Moshi najwazniejsze sa jednak dwie sprawy: Kilimandzaro i kawa. Dla mnie (Adasia) kolejnosc moze byc nawet odwrotna, to jest: kawa i Kilimandzaro. Miejscowe kawiarnie wedlug Ksiegi (Lonely Planet dla niewtajemniczonych) uchodza za najlepsze w calej Tanzanii.
Wracajac do Kilimandzaro. Dlaczego w tytule jest "chyba"? Bo dzis chmury zaslaniaja caly masyw. Nie mniej jednak to wlasnie w Moshi poczatek biora wyprawy na "dach Afryki". Zodobycie Kili to spory wydatek: dzien przebywania w parku narodowym to koszt 60 zielonych (sic!). Doliczcie jeszcze przewodnika, oplaty za kemping, zarcie (ugh!). Dlatego tez my (studenci z Polski) wybierzemy sie na trekking po okolicznych wioskach... i plantacjach kawy. Przewodnika w gory juz zaklepalismy, idziemy w sobote. Jutro ankiety!