15.10.09

U stop Kilimandzaro (chyba)


Dotarlismy dzis do Moshi. Pierwsze wrazenia sa mega pozytywne. Ulice, chodniki i skrzyzowania jakies bardziej obszerne. Jest porzadny dworzec autobusowy (zamiast klepiska). Ceny znowu sa nizsze :] Mamy fajny taras wychodzacy na ruchliwa ulice. To dobry punkt do robienia zdjec.
W Moshi najwazniejsze sa jednak dwie sprawy: Kilimandzaro i kawa. Dla mnie (Adasia) kolejnosc moze byc nawet odwrotna, to jest: kawa i Kilimandzaro. Miejscowe kawiarnie wedlug Ksiegi (Lonely Planet dla niewtajemniczonych) uchodza za najlepsze w calej Tanzanii.
Wracajac do Kilimandzaro. Dlaczego w tytule jest "chyba"? Bo dzis chmury zaslaniaja caly masyw. Nie mniej jednak to wlasnie w Moshi poczatek biora wyprawy na "dach Afryki". Zodobycie Kili to spory wydatek: dzien przebywania w parku narodowym to koszt 60 zielonych (sic!). Doliczcie jeszcze przewodnika, oplaty za kemping, zarcie (ugh!). Dlatego tez my (studenci z Polski) wybierzemy sie na trekking po okolicznych wioskach... i plantacjach kawy. Przewodnika w gory juz zaklepalismy, idziemy w sobote. Jutro ankiety!

1 komentarz:

  1. O rany, Adam tej kawy Wam strasznie zazdroszczę. I chyba we wszystkich turystycznych regionach świata ceny są zawrotne. Sądziłam, że najbiedniejsze państwo byłego ZSRR będzie dla mnie przystępne. I zawiodłam się, podobnie jak Wy.
    Ale nic to, będzie jeszcze czas na Kilimandżaro i na Pamir:)

    OdpowiedzUsuń