Wczoraj byla niedziela. Spokojny, leniwy dzien. Kawiarenka byla tez zamknieta wiec post dopiero dzis. Niestety znowu bez zdjec. Tym razem komputer nie rozpoznaje aparatu, jako urzadzenia USB. A szkoda, bo wszystko tutaj jest dla nas (pewnie i dla Was czytelnikow) nowe i warte pokazania.
Rozkoszujemy sie miejscowym jedzeniem. Opanowalismy juz nazwy prawie wszyskich potraw. Adam uwielbia 'ugali' i 'nyama choma' (kassawa i mieso z kozy), a Kasia swoja 'samake' (ryba z jeziora Wiktorii) z 'chipisi' (z frytkami).
Jadamy tam, gdzie miejscowi i... nikt sie nie dziwi. Czujemy sie wspaniale, gdy nikt nas nie zaczepia, nie gapi sie, itp. Mieszkancy Mwanzy nie zwaracaja na nas wiekszej uwagi, czasem dzieciaki krzynka za nami 'rafiki' (przyjacielu) lub 'mzungu' (bialy), ale juz wiedza, ze od nas kasy nie dostana, wiec nawet oni zaczeli nas olewac.
Zaprzyjaznilismy sie z obsluga naszego hotelu (Christmas Tree Hostel - jakby kto trafil do Mwanza, polecamy!). Woczraj wieczorem w hotelowym bufecie ponzalismy przyjaciela managera naszego hotelu, ktory prowadzi sierociniec dla dzieci ulicy. Dzis odwiedzilsmy to miejsce.
Bylo bardzo milo. Poznalismy dwoch wolontariuszy z Niemiec i Kanady, ktorzy zajmuja sie najmlodszymi dzieciakami. Sami rowniez bralismy udzial w tych zajeciach. Oczywiscie wszystkich przeankietowalismy rowniez pod katem pogody :]
Joseph, dyrektor sierocinca, to straszny gadula. Ale to dobrze, mozna go podpytac o zycie w Tanzanii, o polityke, o rolnictwo, o historie, itp. Mielismy wrazenie, ze stara sie nas zwerbowac, jako wolontariuszy na przyszlosc.
Dni mijaja nam tutaj bardzo szybko. Jestesmy na 2 stopniu szerokosci geograficznej poludniowej. Slonce wschodzi o godzinie 7.00 i zaczyna grzac, jak tylko wychyli sie nad horyzont. Najpierw zakupy (na kolorowym, rozspiewanym, rozgadanym targu) i sniadanie. Nastepnie zabieramy sie za ankiety. W poludnie pratkycznie nie ma cienia (fantastycznie zobaczyc, jak promienie padaja pod katem prostym) i ale i tak robimy ankiety z ludzmi, tyle ze w zacienionych miejscach, przy zimnej butelce Coca-Coli. W zasazie cale dnie staramy sie miec ankiety przy sobie i byc gotowym na ich wypelnianie. Ok. 16.00 jemy obiadokolacje, szukamy internetu i juz godzienie 19.00 robi sie ciemno. Wtedy nie ruszamy sie z okolic hotelu i zbieramy sily na nastepny dzien.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz