Wczoraj poznym wieczorem szczesliwie dotarlismy do hotelu w Dar es Salaam. Juz sama podroz samolotem dostarczyla nam niesamowitych wrazen. Sahara widziana z wysokosci kilku kilometrow sprawila, ze Adamowi kolejne danie serwowane przez stewardow wypadalo ze szczeki. Kasia i tak przez caly lot byla przyklejona do szyby (ogladala chmury - pozdrowienia dla klimatologow).
Niespodzianka dla nas byl (normalny, planowany) postoj naszego samolotu na lotnisku w Aruszy (baza wypadowa dla turystow atakujacych Kilimandzaro). O tym jak bardzo jestesmy hardkorowi przekonalismy sie, gdy prawie wszyscy biali (a bylo ich sporo) wysiedli wlasnie tam.
Do Dar Es Salaam doleciala jednak z nami para Polakow (Kasia i Arek), z ktorymi na spolke wynajelismy taxi do centrum. Oni dojechali do swojego hostelu, my do swojego.
Dzisiejszy dzien rozpoczelismy od spaceru na stacje kolejowa - postanowilismy najpierw zorientowac sie w mozliwosciach transportu do Mwanzy nad jeziorem Wiktorii. I tu niespodzianka - najblizsze wolne miejsca byly dopiero na 2 pazdziernika (!). Poszlismy sprawdzic autobus, ale operator u ktoregto bylismy zrezygnowal z polaczen z Mwanza. Wrocilismy z powrotem na dworzec, ale tu kolejny szok. Biletow na 2.10 juz nie ma, mozemy jechac dopiero 16.10. Jutro pojedziemy na dworzec autobusowy pod miasto. Tam powinno cos byc.
Ponadto aklimatyzujemy sie, uczymu suahili i podziwiamy Ocean (wody o takim pieknym blekitnym odcieniu, nie bylo w Trojmiescie).
Co ja tam w ogóle robię
10 lat temu
to tak się kontaktujecie z rodziną?! :D :P
OdpowiedzUsuńczekaliśmy na wasz post od rana, no to się trzymajcie tam i nie dajcie wrobić, że nie ma biletów! :D
pozdrawiamy, Olka, Martyna, Mama i Tata :*