W poniedzialek rano wyruszylismy w dalsza podroz. Naszym celem byla polozona u stop Mt Meru*, Arusha. Ksiadz Janusz podwiozl nas do Tinde, skad mielismy zlapac bezposredni autobus. Nie mielismy jednak pewnosci, czy nam sie to uda, poniewaz czesto busy sa juz tutaj zapelnione (wyruszaja z Mwanzy nad jeziorem Wiktorii). Na szczescie okazalo sie, ze w AM Coach sa jeszcze wolne miejsce. I to byl dopiero poczatek naszej przygody. Kierowca jechal bardzo szybko (nie zatrzymywal sie nawet na “lezacych policjantach”). Skutek byl taki, ze obilam sobie (ja, Kasia) lokiec, a Adas kosc ogonowa. Ale to nie koniec. Po pewnym czasie skonczyl sie alfalt i musielismy jechac po drodze gruntowej. W naszym AM Coach nie domykaly sie okna, kurz z drogi unosil sie wszedzie. Jak wysiadalismy w Arushy bylismy tak brudni, ze nawet nagianiacze sie nad nami litowali. A naganiaczy w tym miescie jest sporo. Szczerze mowiac troche sie tego obawialismy, poniewaz rzeczytalismy w przewodniku, ze Arusha jest pod tym wzgledem najgorsza w calej Tanzanii. Ale na szczescie nie zostalismy przez nich pozarci i po chwili bylismy juz w hotelu.
We wtorek rozpoczelismy zwiedzanie miasta. Arusha okazala sie bardzo zielona i porownaniu do Dar es Salaam czy Mwanzy calkiem nowoczesna. Sa tu nawet korki,i chodniki co gdzie indziej sie nie zdarzalo. Bardzo duzo tu bialych, ktorzy przyjezdzaja glowie na safarii, lub zeby wejsc na popularne Kilimadzaro. Mzungi oznaczaja pieniadze. Nie mozna przejsc spokojnie przez miasto, zeby nie zostac zaczepionym przez ulicznych sprzedawcow lub przewodnikow. Poczatkowo odpowiadalismy spokojnie, ze nie mamy pieniedzy, czasu, itd, ale po jakims czasie skonczyla nam sie cierpliwosc. Teraz niemal biegamy po Arushy, nie zwracajac na nikogo uwagi. Ale to jedyny sposob na przezycie. Ceny tez sa tutaj “turystyczne”: na przyklad w Mwanzie za plyte CD placilismy 5 000 szylingow tanzanskich a w Arushy za taki sam towar sprzedawcy chca 5 razy tyle. Ale i tak kazdy utrzymuje, ze jego ceny sa najnizsze – “swahili price”, jak mowia.
Pierwsze miejsce, do ktorego sie udalismy byl miejscowy targ, po ktorym (jakze moglo byc tutaj inaczej) oprowadzal nas przewodnik. Dzieki temu bylismy jednak stosunkowo bezpieczni. Przewodnik wszystkich znal i moglismy robic zdjec do woli :)
* Mt Meru to wygasly wulkan, jego ostatnia erupcja miala miejsce w 1910 roku.
We wtorek rozpoczelismy zwiedzanie miasta. Arusha okazala sie bardzo zielona i porownaniu do Dar es Salaam czy Mwanzy calkiem nowoczesna. Sa tu nawet korki,i chodniki co gdzie indziej sie nie zdarzalo. Bardzo duzo tu bialych, ktorzy przyjezdzaja glowie na safarii, lub zeby wejsc na popularne Kilimadzaro. Mzungi oznaczaja pieniadze. Nie mozna przejsc spokojnie przez miasto, zeby nie zostac zaczepionym przez ulicznych sprzedawcow lub przewodnikow. Poczatkowo odpowiadalismy spokojnie, ze nie mamy pieniedzy, czasu, itd, ale po jakims czasie skonczyla nam sie cierpliwosc. Teraz niemal biegamy po Arushy, nie zwracajac na nikogo uwagi. Ale to jedyny sposob na przezycie. Ceny tez sa tutaj “turystyczne”: na przyklad w Mwanzie za plyte CD placilismy 5 000 szylingow tanzanskich a w Arushy za taki sam towar sprzedawcy chca 5 razy tyle. Ale i tak kazdy utrzymuje, ze jego ceny sa najnizsze – “swahili price”, jak mowia.
Pierwsze miejsce, do ktorego sie udalismy byl miejscowy targ, po ktorym (jakze moglo byc tutaj inaczej) oprowadzal nas przewodnik. Dzieki temu bylismy jednak stosunkowo bezpieczni. Przewodnik wszystkich znal i moglismy robic zdjec do woli :)
* Mt Meru to wygasly wulkan, jego ostatnia erupcja miala miejsce w 1910 roku.
Synku jesteś brudny jak byś pracował w kamieniołomie, Kasiu ale poderwałaś supermena. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKasia ale masz branie Pozdrawiam serdecznie.Miśka
OdpowiedzUsuńAdaśko! normalnie gites wyglądasz :D (gites wites naturalnie, z pozdrowieniami dla Gromka :D)
OdpowiedzUsuń