Tak wlasnie teraz sie przedstawiamy. Mzungu, czyli poblazliwe (ale czasem i pogardliwe) okreslenie na bialego, slyszymy czesto z ust naszych towarzyszy podrozy lokalnymi srodkami transportu. Najwiecej zabawy jest jak Mzungu sie targuje i nie chce placic za przejazd wiecej niz miejscowy. Wczoraj jednak przesadzilismy. Podrozowalismy razem z Josem do szpitala w Sangarema. Po opuszczeniu promu chcielismy zlapac minibus (tzw. dalla dalla), ale to minibus zlapal nas. Nasz zaprzyjazniony Holender uslyszal cene 500 szylingow (1,20 zl) i wepchnieto nas do ruszajacego pojazdu. Gdy przyszlo zaplacic za nasza trojke Jos wreczyl 5000 szylingow i zostawil wyciagnieta reke po rzeszte. Nie doczekal sie. Zaczelismy robic rwetes, krzywo patrzec, a trzymajacy kase chlopak tylko bezczelnie sie usmiechal (wtedy myslelismy, ze bezczelnie). Wysiadajac powiedzielismy, ze to skandal i wcale nam sie w Tanzanii nie podoba.
Gdy dotarlismy do szpitala okazalo sie, ze za przejazd wcale nie przeplacilismy (moze to kosztowac nawet 2000 szylingow za osobe), a chlopak usmiechal sie nie tyle bezczelnie, co bezradnie. My wyszlismy na zlych Mzungu.
W szpitalu poznalismy pracujace juz tam holenderskie studentki medycyny i szybko zainstowalismy nasz przyrzad pomiarowy w ich przydomowym ogrodku (juppi). Gdy bedziemy odbierac przyrzad w przyszla srode mamy zostac tam na noc. Bedzie europejska impreza na czarnym ladzie.
Wrocilismy do Mwanzy juz bez Josa, ale i bez problemow. Trzeba jednak dodac, ze przejazdzka, po drodze grutnowej (pieknie wyrzezbionej w tropikalnym czerwonoziemie) w rozpedzonym (do 100 km/h) “dalla dalla” przypomina zjazd w kolejce gorskiej lub w bobslejowej rynnie. Przynajmniej tak wydaje sie Adasiowi, choc bobslejem nigdy nie jechal. Kasi, podroz w zapchanym ludzmi pojedzie, kojarzy sie natomiast z metrem. I tu i tam trudno zobaczyc trase przejazdu.
Wieczorem kolejny obfity i fantastycznie tani posilek oraz… Liga Mistrzow. W hotelowej kawiarence sa dwa telewizory na ktorych mozna ogladac dwa rozne, rownolegle rozgrywane mecze. Miejscowi zastanawiaja sie komu kibicuje Mzungu. Oni kibucuja Chealsea, Arsenalowi i innym druzynom, w ktorych wiodace role odgrywaja Afrykanczycy.
Tak wygladala sroda. W czwartek raczej odpoczywalismy w hotelu. Rano niespodziewanie obudzila nas kontrola urzedniczek imigracyjnych. Chcialy zapytac jak sie czujemy i sprawdzily nasze wizy. Interesujaca kontrola.
Jutro jedziemy do Musomy, innej miejscowosci nad Jez. Wiktorii, aby zrobic kolejne ankiety. Moze tam uda nam sie zaladowac na bloga jakies zdjecia.
Fajnie czyta sie Wasze komentarze. Dzieki. Spodnic wszystkim nie przywieziemy, ale o upominki sie postaramy, aby nikt nie czul sie pokrzywdzony. Pa!
Gdy dotarlismy do szpitala okazalo sie, ze za przejazd wcale nie przeplacilismy (moze to kosztowac nawet 2000 szylingow za osobe), a chlopak usmiechal sie nie tyle bezczelnie, co bezradnie. My wyszlismy na zlych Mzungu.
W szpitalu poznalismy pracujace juz tam holenderskie studentki medycyny i szybko zainstowalismy nasz przyrzad pomiarowy w ich przydomowym ogrodku (juppi). Gdy bedziemy odbierac przyrzad w przyszla srode mamy zostac tam na noc. Bedzie europejska impreza na czarnym ladzie.
Wrocilismy do Mwanzy juz bez Josa, ale i bez problemow. Trzeba jednak dodac, ze przejazdzka, po drodze grutnowej (pieknie wyrzezbionej w tropikalnym czerwonoziemie) w rozpedzonym (do 100 km/h) “dalla dalla” przypomina zjazd w kolejce gorskiej lub w bobslejowej rynnie. Przynajmniej tak wydaje sie Adasiowi, choc bobslejem nigdy nie jechal. Kasi, podroz w zapchanym ludzmi pojedzie, kojarzy sie natomiast z metrem. I tu i tam trudno zobaczyc trase przejazdu.
Wieczorem kolejny obfity i fantastycznie tani posilek oraz… Liga Mistrzow. W hotelowej kawiarence sa dwa telewizory na ktorych mozna ogladac dwa rozne, rownolegle rozgrywane mecze. Miejscowi zastanawiaja sie komu kibicuje Mzungu. Oni kibucuja Chealsea, Arsenalowi i innym druzynom, w ktorych wiodace role odgrywaja Afrykanczycy.
Tak wygladala sroda. W czwartek raczej odpoczywalismy w hotelu. Rano niespodziewanie obudzila nas kontrola urzedniczek imigracyjnych. Chcialy zapytac jak sie czujemy i sprawdzily nasze wizy. Interesujaca kontrola.
Jutro jedziemy do Musomy, innej miejscowosci nad Jez. Wiktorii, aby zrobic kolejne ankiety. Moze tam uda nam sie zaladowac na bloga jakies zdjecia.
Fajnie czyta sie Wasze komentarze. Dzieki. Spodnic wszystkim nie przywieziemy, ale o upominki sie postaramy, aby nikt nie czul sie pokrzywdzony. Pa!
Oj mzungu, mzungo czekamy na zdjęcia ,jak najwięcej.I trzymajcie się ,Miśka
OdpowiedzUsuńHej Adam *stop* tu Hubson *stop* dostałem link do bloga od Twojej mamy *stop* dołączam do obserwatorów *stop* zapraszam również do mojego bloga *stop* który jest bez sensu *stop*
OdpowiedzUsuńJa o spódnicę nie prosiłam, ale na listę do upominków mnie proszę wpisać!!!!! Mają tam magnesy na lodówkę...? :>
OdpowiedzUsuńTrzymamy za was kciuki i gorąco pozdrowiamy.Rodzinka z Radzymina
OdpowiedzUsuńwspomnienia... - bezcenne
OdpowiedzUsuńto co piękne, ulotne, wyjątkowe... pozdrowienia od Mikołaja Eli i Tomka. Czekamy na więcej.